Niekończący się wyścig szczurów, a w zasadzie niekończący się trend na bycie pierwszym w sznurku - oczywiście za wszelką możliwą cenę.
Ostatnio bardzo często robię dłuższe, takie kilkuset kilometrowe trasy. Podczas takich nazwijmy to wycieczek czy tam innych wojaży mam sporo czasu na rozmyślanie i ,,podziwianie" polskich kierowców.
Chcę jechać pierwszy - trend, który nieustannie się utrzymuje na przełomie ostatnich kilkunastu jak nie kilkudziesięciu lat i to niestety podejrzewam z tendencją rosnącą. Kozaczenie za kierownicą i wszystko co możliwe, a niedozwolone by pokazać jakim to się jest dobrym kierowcą. Pewnie już większość z was obejrzała główny filmik tego postu. Zapraszam po kolejny niżej.
Nieważne, że to nic nie daje tak naprawdę - ważne że jest pierwszy... choć przez chwilę. Jeżeli ktoś z was jeździ jak wariat to zróbcie sobie taki test - spróbujcie jechać wolniej i sprawdźcie ile czasu dłużej wam to zajęło. Odpowiedź już znam - nieco więcej niż zazwyczaj, albo tak naprawdę tyle samo. Robienie z siebie debila, który za wszelką cenę chce być z przodu nie jest ani mądre, ani bezpieczne ani nawet opłacalne. Jak widać kierowca zaoszczędził maksymalnie jedną zmianę świateł, dzięki której stał się głównym bohaterem w tym głupim, ale jakże edukującym wideo. Poza tym, pewnie dostanie mu się mandat i to podejrzewam nie byle jaki czyt. bez taryfy ulgowej.
Rozumiem, że ludzie dążą do doskonałości i bycia najlepszym pod każdym względem, ale do licha bycie debilem nie oznacza, że ktoś jest najlepszy albo doskonały. Nierzadko też zdarza mi się widzieć na drodze ,,łosia", który wyprzedza tylko po to by potem zwolnić co jest w ogóle rzeczą niepojętą o logice nie wspominając. To coś jakby chciał za karę wszystkich spowolnić, bo wcześniej ci ,,inni" jechali wg niego za wolno, a przecież w tym zabudowanym jak nic nie ma to stówę można grzać. Najbardziej jednak zdumiewa mnie fakt, że ostatnio gdzieś poza jakimś miastem - już w zasadzie nie pamiętam nawet co to za miejscowość była. Pamiętam jednak to jak mnie pewien delikwent wyprzedził swoim Paserati tylko po to by zaraz jak skończył manewr wyprzedzania dać po hamulcach i skręcić na podejrzewam swoje podwórko - nie rozumiem takiego zachowania.. serio, czy ktoś to może wytłumaczyć? Czy może to jest odreagowanie na stres, który występuje w pracy? Czy może ktoś uwielbia bardzo wyścigi - ale do jasnej cholery ulica to nie tor wyścigowy - przeważnie to nie to samo. Co z tego, że mnie wyprzedzisz i będziesz przede mną lub co najwyżej kilka aut dalej jak i tak spotkamy się nieco później na czerwonym. Okej, czasem będziesz mieć farta i zaoszczędzisz kilka minut max. Potem zasiądziesz przed telewizorem i będziesz zadręczał się myślami, ale nie w stylu czy dobrze zrobiłeś przelatując na późnym zielonym czy wyprzedzając na trzeciego na podwójnej ciągłej - tego raczej nie zrozumiesz - Ty będziesz myślał czy czasem fotka Ci nie przyjdzie za kilka miesięcy. Przyjdzie czy nie przyjdzie? Znowu się udało czy bak paliwa w plecy?
AM
Strefa Kulturalnej Jazdy
BMW - bezmyślna mania wyprzedzania - przypadek ten tytuł:)?
OdpowiedzUsuńzupełny przypadkowy przypadek :)
UsuńA moim zdaniem chodzi o to, że delikwent myśli, że skoro się rozpędził to jeszcze zdąży wyprzedzić. Bo podświadomie sądzi, że zaraz będzie okazja jechać "swoim tempem", nieco szybciej niż "ten przed nim".
OdpowiedzUsuńŻycie codziennie pokazuje że poza tym autem przed nami są dalej jeszcze inne + są sygnalizacje na skrzyżowaniach = nic mu to nie daje, a już na pewno nie tyle ile się takiemu wydaje :)
UsuńPonieważ na drodze panuje anarchia, niektórzy usiłują stworzyć własną hierarchię społeczną prawem silniejszego (jadę szybciej, wyprzedzam, pokażę ci kto jest ważniejszy na drodze). Jest to zachowanie typowe dla ludzi, którzy w normalnym życiu po tej drabinie społecznej nie mogą się wspiąć albo są u początku wspinaczki (młodzi), więc zastępczo tworzą sobie taką możliwość łatwego awansowania na szczyty poprzez ściganie się z tymi, którzy wcale nie chcą się ścigać, wmawianie sobie, że są super kierowcami (podczas gdy to rozważniejsi kierowcy często ratują ich z opresji, w jaką sami się wpędzili).
OdpowiedzUsuńDrogowi wyprzedzacze tworzą też własną mitologię, według której bezpiecznie jeżdżą ci, co jeżdżą szybko i dynamicznie (a ci co wolniej i spokojniej to tworzą zagrożenie, ponieważ nie pozwalają "mistrzom" się wyżyć), przepisy są głupie, ograniczenia prędkości to tylko zalecenia, jeśli nic się nie stało i nie było zagrożenia, to przeciez manewr był bezpieczny i legalny (sic! polecam dyskusję pod tym filmikiem: http://joemonster.org/filmy/75998 - doskonale obrazuje mentalność "wyprzedzaczy"). Tacy ludzie uważają, ze ich obowiązują (jeśli w ogóle) przepisy drogowe w interpretacji najbardziej liberalnej (jak mają pierwszeństwo i wyprzedzają to są ważniejsi na drodze od pojazdów uprzywilejowanych), zaś "Januszy", "kapeluszników" "dziadków" (czyli tych co jeżdzą spokojnie) obowiązują przepisy wersji najbardziej restrykcyjnej. Ogólnie: kto wyprzedza ten pan i władca, kto ma pierwszeństwo tego droga (niech nikt nie waży się jechać swoją prędkością i stylem), kto szybszy ten ważniejszy.
Ogólnie rzecz biorąc: nie jest to kwestia myślenia, racjonalnego kalkulowania zysków i strat (co da wyprzedzanie w gęstym ruchu w sznureczku w stosunku do ponoszonego ryzyka), ale kwestia statusu społecznego (chwilowego) i poczucia własnej wartości.
Czyli w skrócie - to jest po prostu leczenie kompleksów :) Na tor nie pojadą bo byliby w tyle a na drodze wg ich wyobraźni uczestniczą w wyścigu, w którym tylko oni uczestniczą:D
UsuńPo jakimś czasie takie delikwent myśli ,,mogłem jechać wolniej, mogłem..." ale wówczas jest już po wypadku i nic to nie da.
Z głupotę trzeba często płacić - najgorsze jest w tym wszystkim to, że przez takich błaznów giną nierzadko niewinni ludzie;/
Dokładnie tak.
UsuńGdy jeździ się po naszych drogach to nie sposób nie odnieść wrażenia, że 90% kierowców to potencjalni samobójcy. Tylko dlaczego u licha chcą zabrać ze sobą na tamte świat kierowców, którzy przestrzegają przepisów? Sytuacja psrzed kilku dni: zatrzymuję sie na czerwonym świetle, a że po prawej miałam ulicę podporządkowaną, to wypuściłam pana kierowcę, który z niej chciał wyjechać. Tyler, że za mną stała jakaś durna baba wielką terenówką, która uznała, że może przejechać przez podwójną ciągłą, bo przecież skręca w lewo, to nie będzie stała na czerwonym do jazdy na wprost. Mało sie nie wpakowała w Bogu ducha winnego kierowcę, którego przepuściłam, tylko po to, aby kawałek dalej stanąć na pasie do jazdy w lewo... na czerwonym. Minęłam ją, gdy na moim pasie światło zmieniło sie na zielone.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przepisy i kary będą coraz surowsze - inaczej patologii na ulicach się nie wyleczy;/
UsuńPrzepisy są ok, nie ma potrzeby ich zaostrzać. Problem w ich egzekwowaniu, szczególnie w stosunku do osób, które nagminnie i notorycznie je łamią. Druga strona tego medalu to przyzwolenie społeczne. Ciągle pozwalamy innym na niebezpieczną jazdę, np. siedzenie na zderzaku, bo przecież "ma refleks". A bezpieczeństwo jazdy nie zależy od refleksu. Duża część ludzi nie widzi niczego złego w przekroczeniu prędkości o 20 km/h - a 70 zamiast 50 oznacza dwukrotnie dłuższą drogę hamowania!
UsuńŻadne zaostrzanie przepisów nie pomoże, dokąd bedzie przyzwolenie społeczne na agresywną jazdę.
Dlatego SKJ jest strzałem w dziesiątkę :-)
Można się czepiać, że ktoś wyprzedza bez przyczyny. Jeśli robi to dobrze, dla mnie nie ma problemu, niech jedzie. Jednak jeśli ktoś robi to nerwowo, siedzi na zderzaku, wyprzedza w miejscach po prostu się do tego nie nadających i naraża moje i innych życie to krew mnie zalewa. Wszyscy są wiecznie spóźnieni. Szkoda tylko, że pewnie większość takich przypadków to po prostu wyuczony nawyk i te osoby może nawet nie wiedzą, że można inaczej.
OdpowiedzUsuńKtoś rozmawia z takimi osobami? Jak to wygląda z ich perspektywy? Są świadomi ewentualnych konsekwencji?
Polecam dyskusję np. pod tym filmikiem (także w jego wersji na YT) , tam widać, jak to wygląda z perspektywy tej "drugiej strony":
Usuńhttp://joemonster.org/filmy/75998/Kierowca_BMW_walczy_ze_stereotypami_wlasnej_marki
Najczęściej jest tak że za kilka km spotykamy takiego fana wyprzedzania na milimetry, bo okazuje się że coś go zatrzymało. Wielokrotnie spotkałem się z taką sytuacją.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię odwiedzać ten blog
OdpowiedzUsuńCiekawe informacje
OdpowiedzUsuń